sobota, 25 sierpnia 2012

Zmiany

Podobno wszystko się zmienia i nie tkwi w jednym punkcie. Pytanie tylko czy zmiana taka niszczy to co było czy buduje coś nowego. Sam nie wiem.
Ostatnio mam wrażenie, że wszystko komplikuje się bez mojego udziału. Jakbym czekał tylko na falę sam będąc biernym obserwatorem. Jestem pewien, że za niedługo nie będzie już tak samo, ale nie mam pojęcia czy będę tego żałował czy będzie mnie to cieszyć. Po prostu czekam nie chcąc bardziej się zaplątać w tym co myślę i czuję. Wydaje mi się, że wrzesień będzie punktem kulminacyjnym od którego wszystko zależy. Nie pierwszy raz boję się przyszłości, ale pierwszy raz nie wiem co może się wydarzyć. Chyba ilu ludzi w moim życiu tyle możliwych rozwiązań. Co prawda bywałem w gorszym położeniu, ale nigdy nie mogłem jednym słowem zmienić aż tyle.
Poza tym żyję sobie tak jak wcześniej. Śpię, kocham, nienawidzę, jem, tańczę i słucham muzyki. Nic nowego, nic specjalnego. Czekam na wrzesień, bo tak jak wspomniałem dużo może się pozmieniać, a ja mam dosyć tej stagnacji i apatii. A w piątek wypad do klubu, miejmy nadzieję, że J. dotrzyma obietnicy, bo jestem człowiekiem, który nie potrafi zbyt długo usiedzieć spokojnie na tyłku.
Miejmy nadzieję, że za niedługo na nadmiar zajęć nie będę narzekać.


Kiss me, kiss me
Infect me with your love and
Fill me with your poison
Take me, take me
Wanna be your victim
Ready for abduction
Boy, you're an alien
Your touch so foreign
It's supernatural
Extraterrestrial


poniedziałek, 30 lipca 2012

Holiday

Leżę sobie z laptopem na kolanach i zajadam się żelkami w kształcie dżdżownic. Dziwne, ale właśnie w takim momencie wzięło mnie na napisanie kolejnej notki.
Mamy wakacje, niby czas wypoczynku, ale tak z czystym sumieniem - nie wiem czy choćby trochę czasu poświęciłem na to, by zregenerować siły. Niby siedzenie przed komputerem bądź spanie zbytnio męczące nie jest. Fizycznie, bo psychicznie jestem wyprany. Co nie znaczy, że nieszczęśliwy. Najchętniej poszedłbym na salę i tańczył cały dzień, ale nie mam możliwości. Pozostaje mi czekać do września kiedy będę mógł przejąć z powrotem swoją grupę i siedzieć w studiu ile dusza zapragnie.
Tymczasem pozostaje mi czekać na przyjazd dwóch osób, bo moje plany na wyjazdy nie wypaliły. Rzekłbym nawet, że to niebezpieczne niewypały, bo trochę nieprzyjemnych sytuacji z tego wynikło. Było, minęło, niby nie ma co rozpamiętywać. Co by jednak nie było - przepraszam. Niby to już mówiłem, ale nie zaszkodzi raz jeszcze. Może na forum publicznym zabrzmi bardziej wiarygodnie? Chciałbym...
Chyba nie ma sensu pisać na razie nic więcej. Szukam pracy, znaleźć nie mogę, czytam książki i egzystuję.
Także... Do następnego!
I pozdrawiam Huberta, który bądź co bądź zmotywował mnie do ruszenia palców i wyskrobania tutaj czegoś, by blog nie zarósł pajęczyną.
Ach! No i dziękuję Gosi, Aszli, Udze, Dramie, Blace i wielu innym osobom o których pamiętam, ale w tym momencie nie mam głowy do wypisywania ich nicków za naprawdę zajebisty zlot w Krakowie. Kocham Was!

czwartek, 24 maja 2012

Prawdziwych przyjaciół poznaje się... Kiedy?

Powiedzenie chyba jak najbardziej prawdziwe. Jak sądzicie?
Swego czasu myślałem, że mam naprawdę dużo przyjaciół i znajomych, którzy lubią i szanują mnie bez względu na to kim jestem i jaki jestem. Jak wiadomo czas i sytuacje zweryfikowały większość z tych osób. Czy jestem z tego zadowolony? Tak. Czy jest mi choć odrobinę przykro? Owszem.
Nie znam chyba osoby, która nie chciałaby być akceptowana choćby w najmniejszym stopniu. Myślę, że to jedna z tych podstawowych ludzkich potrzeb, która musi być spełniona, byśmy czuli się szczęśliwi. Moja mama kiedyś powiedziała mi jedno, bardzo mądre, choć wulgarne zdanie: 'Życie jest piękne tylko ludzie to skurwysyny'. Myślałem, że przesadza, ale dzisiaj wiem, że miała rację. Najlepiej widać to na przykładzie mojego sąsiada, którego znam praktycznie od dzieciństwa. Trzymaliśmy się razem, nie powiem, momentami było fajnie. Jak to między przyjaciółmi. Dzisiaj nie utrzymujemy kontaktów, a i cześć mówi mi niechętnie. Dlaczego? Dlatego, że dowiedział się o mojej orientacji seksualnej. Cóż, jego wybór. Jeśli zawsze taki był, a tego nie pokazywał - nie szkoda mi, naprawdę.
A co jeśli macie poczucie, że jesteście potrzebni osobie, którą uważacie za przyjaciela tylko wtedy kiedy ma problemy? Kiedy ma dla was czas tylko wtedy, gdy chce od was pomocy? Powiedzmy, że też znalazłem się w takiej sytuacji. Czemu piszę tutaj o tym? Może dlatego, że lepiej przetrawić to czytając niż mówiąc prosto w oczy. Cóż, nie jest miło mieć świadomość, że jest się potrzebnym tylko po to, by nauczyć angielskiego lub matematyki albo żeby kupić fajki. A jeśli już dochodzi do rozmowy to pojawia się tylko jeden temat, którym osobiście już rzygam. Nie wiem czy mogę coś na to poradzić czy nie. Jeśli ta osoba uważa mnie również za przyjaciela to myślę, że tak. Problem w tym, że na razie czuję się bezsilny wobec tego co się dzieje.
Mogłoby się wydawać, że tak naprawdę nie mam przyjaciół. Prawdziwych. A ja jestem pewien, że jednak jedna taka osoba na pewno się znajdzie. Mimo, że widuję się z nią średnio raz na tydzień, wiem, że mam w tej osobie pełne oparcie i zrozumienie. To naprawdę wiele znaczy. Mieć świadomość, że jest ktoś, kto docenia to jaką jesteśmy osobą, potrafi dać nam wsparcie i sam to wsparcie przyjmuje. Kto jest bezinteresowny w swojej przyjaźni. Kto zawsze szczerze powie Ci co myśli bez osądzania i odpowiednio naprostuje jeśli trochę zszedłeś z wytyczonej drogi. Kto Cię porządnie opierdzieli jeśli nie jesteś w porządku. Naprawdę za to dziękuję. Jeśli ta osoba to przeczyta - wiedz, że kocham Cię jak siostrę.
Uważam, że przyjaźń jest naprawdę ważna. Niezależnie od tego jakiej ktoś jest religii, orientacji czy koloru skóry. I uważam, że nie można też poświęcać swojego ja tylko po to, by utrzymać przy sobie kilka osób, które uważamy za bliższe nam niż inne. Reasumując, nie żałuję coming out'u, bo dzięki temu mogłem się dowiedzieć kto tak naprawdę wytrwa przy mnie bez względu na to co się stanie. Jedyne czego żałuję to czasu, który zmarnowałem na te osoby, które mianem przyjaciela chciały się określać, a nigdy nim nie były.
To chyba tyle.
Nie bójcie się, że nie zostaniecie zrozumiani, a wszyscy, którzy do tej pory przy was byli - odwrócą się. Przyjdzie czas, że los postawi wam na drodze kogoś, dla kogo warto tracić nerwy i poświęcać czas. Uwierzcie.
Cheers.

czwartek, 10 maja 2012

Cześć, nazywam się Mateusz, ewentualnie Anakin od mojej ulubionej postaci filmowej.
Z zamiarem założenia tego bloga noszę się od momentu, gdy zaakceptowałem własną seksualność. Po co? Dlaczego? Nie wiem, może po to, by trafić przynajmniej do jednej osoby i pokazać, że homoseksualista to również człowiek jak każdy inny. Człowiek, który zasługuje na miłość, szczęście i szacunek.
Do rzeczy...
Mam 21 lat i mogłoby się zdawać, że jestem jak każdy inny człowiek w moim wieku. I tak jest. Część uważa, że nie, no bo przecież gej nie jest normalny i powinno się takiego leczyć. Prawda jest taka, że jedynym gatunkiem u którego stwierdzono homofobię jest człowiek. Homoseksualizm u zwierząt jest całkiem naturalny.
Swoją seksualność zaakceptowałem stosunkowo niedawno mimo, że o byciu przeze mnie homoseksualnym wiem praktycznie od zawsze. Nie powiem, było ciężko, ale po coming oucie stało się łatwiej. Nie muszę ukrywać się przed matką, siostrą znajomymi. Na dodatek akceptują to, jakby było tak od zawsze.
Tworzę szczęśliwy, choć czasem burzliwy związek z pewnym panem J. Będąc szczerym kocham go nad życie i nie wyobrażam sobie przyszłości bez niego. Mam nadzieję, że jest to uczucie obustronne. Bądź co bądź zapewnia mnie o tym, ale mając przy sobie takiego przystojniaka jak on czasem ciężko uwierzyć, że chce kogoś takiego jak ja.
Ważną częścią mojego życia jest muzyka. Gram na perkusji i fortepianie, uczę się gry na gitarze klasycznej. Nie ma dla mnie dnia bez wrzucenia albumu do odtwarzacza i przesłuchania choćby jednej piosenki. Zazwyczaj wybieram utwory z 'głębszym' tekstem, który mogę interpretować. Dlatego moim ulubionym zespołem jest Muse. Poza tym na mojej półce i w folderach na komputerze można znaleźć Marilyna Mansona, 30 Seconds to Mars, PAnic! At the Disco, Kasabian, Florence + the Machine, My Chemical Romance, Paramore.
Poza tym tańczę. Tak, to chyba największa i jedna z najważniejszych części mojej egzystencji. Warsztaty, szkolenia, własna grupa, ćwiczenia... Obowiązki, które z czasem pokochałem i które pozwoliły mi przez ruch zacząć wyrażać samego siebie i to co siedzi gdzieś tam głęboko w mojej duszy.
Tak, wierzę, że człowiek posiada duszę. I nie, nie jestem człowiekiem wierzącym. Uważam się za wolnomyśliciela. Po prostu sądzę, że boga nie określają żadne doktryny, a On sam dał nam sumienie po to, byśmy mogli żyć dobrze i w zgodzie z innymi, nie czyniąc nikomu większej krzywdy. Myślę, że po śmierci wszyscy trafimy w jedno miejsce, rozliczeni z tego, co czyniliśmy tutaj.
Wolny czas zabijam w różnoraki sposób. Spanie, granie, jedzenie. Tak, to chyba moje najskuteczniejsze metody. No i tak, najlepiej jeśli mój ukochany jest obok i pałaszuje razem ze mną coś co wspólnie ugotowaliśmy.
Nie wiem co więcej napisać, a chyba, co ważniejsze - nie uważam, by coś więcej było potrzebne, bo i tak będziecie mnie poznawać lepiej z czasem.
Jeszcze taka jedna sprawa - chcesz komentować, twój wybór, ale jeśli możesz, rób to kulturalnie. Jesteś homofobem? Uszanuj moje życie i moje wybory tak jak ja szanuje twoje, mimo, że się ze sobą nie zgadzamy. Jesteś homo? Może mój blog jakoś Ci pomoże. Miejmy nadzieję.

Także... Do następnego.