poniedziałek, 30 lipca 2012

Holiday

Leżę sobie z laptopem na kolanach i zajadam się żelkami w kształcie dżdżownic. Dziwne, ale właśnie w takim momencie wzięło mnie na napisanie kolejnej notki.
Mamy wakacje, niby czas wypoczynku, ale tak z czystym sumieniem - nie wiem czy choćby trochę czasu poświęciłem na to, by zregenerować siły. Niby siedzenie przed komputerem bądź spanie zbytnio męczące nie jest. Fizycznie, bo psychicznie jestem wyprany. Co nie znaczy, że nieszczęśliwy. Najchętniej poszedłbym na salę i tańczył cały dzień, ale nie mam możliwości. Pozostaje mi czekać do września kiedy będę mógł przejąć z powrotem swoją grupę i siedzieć w studiu ile dusza zapragnie.
Tymczasem pozostaje mi czekać na przyjazd dwóch osób, bo moje plany na wyjazdy nie wypaliły. Rzekłbym nawet, że to niebezpieczne niewypały, bo trochę nieprzyjemnych sytuacji z tego wynikło. Było, minęło, niby nie ma co rozpamiętywać. Co by jednak nie było - przepraszam. Niby to już mówiłem, ale nie zaszkodzi raz jeszcze. Może na forum publicznym zabrzmi bardziej wiarygodnie? Chciałbym...
Chyba nie ma sensu pisać na razie nic więcej. Szukam pracy, znaleźć nie mogę, czytam książki i egzystuję.
Także... Do następnego!
I pozdrawiam Huberta, który bądź co bądź zmotywował mnie do ruszenia palców i wyskrobania tutaj czegoś, by blog nie zarósł pajęczyną.
Ach! No i dziękuję Gosi, Aszli, Udze, Dramie, Blace i wielu innym osobom o których pamiętam, ale w tym momencie nie mam głowy do wypisywania ich nicków za naprawdę zajebisty zlot w Krakowie. Kocham Was!