niedziela, 16 czerwca 2013

Nice Guys Finish Last

Powiecie mi co człowiekowi siedzi w głowie w momencie kiedy uważa się za największy pasztet chodzący po tym świecie? Mimo, że inni zapewniają, że nie jest tak źle? Ba, nawet dobrze! Gówno prawda.
Ważę 80 kilo. W porównaniu do mojej starej wagi jest to niewyobrażalnie dużo. Trzeba schudnąć. Nie ma motywacji, nie ma nawet kasy, żeby iść na siłownię. A jedyne co robię to ciągle się obżeram.
Zastanawia mnie czy mam depresję czy ki chuj. Normalny człowiek nie pochłania takich ilości jedzenia. Zresztą, mówiąc między nami... Ostatnio mam wywalone na wszystko. Naprawdę.
Nie mam siły myśleć pozytywnie albo uśmiechać się. Owszem, robię to, naturalnie. Kiedy czuję radość, zachwyt czy cokolwiek innego powinno się czuć w takiej sytuacji. Poza tymi przebłyskami dobrego humoru jestem chodzącą trumną. Martwe na zewnątrz, martwe w środku. Zaiste, zmęczenie fizycznie nie komponuje się dobrze ze zmęczeniem psychicznym. A jak dochodzi do tego jeszcze tak wkurzające miasto jak Kraków. Nikomu tego nie życzę, szybko można się wykończyć. Właśnie tak się czuję - wykończony i wymięty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz