sobota, 10 sierpnia 2013

Fever

Połowa wakacji już za mną. Przyszedł czas na rozliczenie z tego jak potrafię zagospodarować swój wolny czas.
Pełno odwiedzin innych, jeden wyjazd i zawirowania życiowo-emocjonalne. O przyjazdach znajomych do Krakowa nawet nie ma co pisać. No bo co można robić w Krakowie? Pić i szwędać się po rynku, względnie siedzieć nad Wisłą.
Sam wyjazd jednak to była dla mnie jazda bez trzymanki. Pozytywno-negatywna. Pełno ludzi, kilka nowych znajomości, wypoczynek pod Łodzią i wspólne spędzanie czasu z ludźmi, których uwielbiam. A obok tego ciśnienie, samokontrola i udawanie, że cały czas wszystko jest w porządku. Czasami zastanawiam się czy jestem jakiś pierdolnięty, bo staram się zważać na to co mówię, a jeśli już coś wyjdzie z moich ust to wiem w jakim celu. Nawet jeśli jest to wulgarne lub głupie. Taaaa... samokontrola. Powinienem tak mieć na drugie imię.
Tylko w pewnym momencie żaden człowiek już wytrzymać nie może. I wybucha. I tak było ze mną. Teraz próbuję ochłonąć i poukładać sobie w głowie wszystko tak jakbym chciał. I muszę w końcu przestać myśleć o tym, jak inni czują się kiedy coś robię. To destruktywne, naprawdę. Stresujące. Jak stąpanie po kruchym lodzie. Z drugiej strony łatwo też powiedzieć, że ma się wyjebane. Po prostu muszę przestać pakować się w pewne sytuacje. I przestać komplikować sobie życie.
Co do komplikowania. Dobrze, że mam na kogo liczyć, bo dzięki tym osobom wszystko jakoś powoli układa się w spójną całość. Powoli, ale jednak.
Powinienem pojechać na tę pielgrzymkę z Kaśką. Chuj z bogiem. Chuj z kościołem. O wyciszenie chodzi. A Wiktoria... próbuję rozmawiać, a czuję się jakbym tłukł głową w ścianę. To boli. Co nie zmienia faktu, że kocham je. One i Gosia to jedyne kobiety z którymi kiedykolwiek mógłbym wziąć ślub. Taki czysty rodzaj miłości nie podbity żadnym pożądaniem.
Nareszcie wyleczyłem się z Kuby. Tak, Pan J. to Kuba. Potrzebny mi był porządny wstrząs, który dosyć niedawno otrzymałem. Z perspektywy czasu widzę, że ten człowiek mnie zniszczył. Nie do końca, bo fundamenty zostały. Jest na czym budować. Mimo to...
Nie, nie jest dobrze. Jest gorzej niż było.

Kiedy pomyślę o pewnej osobie zaczynam tracić kontrolę.


I can feel your fever, taking over
Can you see your fever, taking over me
I can feel your fever, taking over
Got a dirty feeling, and you're the remedy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz